Felietony | Monika Gapińska
Czy muzyka ma płeć?
Poszukując niedawno prezentu urodzinowego dla dziewczynki, która chciałaby zacząć naukę gry na gitarze, ale jeszcze nie posiada instrumentu, przejrzałam asortyment sporej ilości sklepów internetowych. To, co mnie zaskoczyło podczas wyboru owej gitary dla małej jubilatki, a mówiąc dosadniej – powaliło, uderzyło, oburzyło – był fakt, że instrumenty dla dziewczynek w niektórych sklepach są ... osobną kategorią. Tak, jakby muzyka miała płeć.
Zatem oferuje się w nich modele opisane jako te dla dziewczynek modele – w jaskrawych kolorach albo z obrazkami. W jednym ze sklepów internetowych widnieje nawet pouczenie: "Wybierając instrument dla dziewczynki postawmy na barwną kolorystykę wzbogaconą o bajkowe rysunki". W dziale gitar dla chłopców, bo pojawia się i takowa kategoria, takich wskazań jednak nie zawarto...
Mam wrażenie, że nie tylko w polskiej rzeczywistości od wielu lat pokutuje stereotyp przypisywania niektórych instrumentów do płci. Stąd ciągle perkusja czy saksofon są tymi męskimi instrumentami, gitara raczej też, ale flet, harfa czy wiolonczela – żeńskimi. Zatem perkusistka czy saksofonistka bywa oceniana czasem nie na równi z mężczyznami, ale w innej, zupełnie dla mnie niezrozumiałej skali typu: "jak na kobietę to ...". Taką ocenę usłyszałam właśnie po koncercie holenderskiej saksofonistki Candy Dulfer. Kobieta (tak, tak!) wychodząca przede mną z sali, komentując występ artystki użyła dokładne tych słów: "Jak na kobietę, to całkiem nieźle zagrała".
Skoro takie jest podejście odbiorców kultury, to chyba nie powinno nikogo dziwić, że ciągle tak mało jest choćby dyrygentek oraz kompozytorek. Choć i to się mocno zmieniło na przestrzeni kilku dekad. Podobno kiedy Grażyna Bacewicz zaczynając studia, weszła do sali zajęć, powitały ją słowa: „Czy koleżanka nie zabłądziła? Tu jest klasa kompozycji". Z kolei nawet już wtedy, gdy zdobyła międzynarodowe uznanie, ze świata przychodziły listy adresowane: Mr. Bacewicz. Wielu melomanom nie mieściło się bowiem w głowie, że za tak znakomitymi kompozycjami stoi kobieta.
Dziś trzydziestolatki – kompozytorki z impetem wkroczyły do polskiej muzyki XXI wieku. Ot, choćby Hania Rani, Teonika Rożynek czy Żaneta Rydzewska. Pierwsza z wymienionych pań otrzymała aż cztery statuetki Fryderyka za 2019 i kolejną jeszcze, właśnie w kategorii "kompozytor", za następny rok. Rozmawiałam z nią, po otrzymaniu tych nagród, właśnie o byciu kompozytorką. Powiedziała mi wtedy, że chciałaby być inspiracją dla tych dziewczyn, które być może się trochę boją pisać własne kompozycje albo uważają, iż komponowanie to jest wyłącznie męskie zajęcie. Natomiast wspomniana tu Żaneta Rydzewska, która w Szczecinie wiosną otrzymała nagrodę ZAiKS-u dla najlepszego kompozytora młodego pokolenia, przy odbieraniu statuetki mówiła o tym samym: że marzy, by w Polsce było więcej kompozytorek.
W niedzielę (21 sierpnia) w Willi Lentza wystąpi uzdolniona amerykańska gitarzystka Claire Kelly. Mam nadzieję, że nigdy w swojej karierze nie usłyszała, że "jak na kobietę...".
Mam wrażenie, że nie tylko w polskiej rzeczywistości od wielu lat pokutuje stereotyp przypisywania niektórych instrumentów do płci. Stąd ciągle perkusja czy saksofon są tymi męskimi instrumentami, gitara raczej też, ale flet, harfa czy wiolonczela – żeńskimi. Zatem perkusistka czy saksofonistka bywa oceniana czasem nie na równi z mężczyznami, ale w innej, zupełnie dla mnie niezrozumiałej skali typu: "jak na kobietę to ...". Taką ocenę usłyszałam właśnie po koncercie holenderskiej saksofonistki Candy Dulfer. Kobieta (tak, tak!) wychodząca przede mną z sali, komentując występ artystki użyła dokładne tych słów: "Jak na kobietę, to całkiem nieźle zagrała".
Skoro takie jest podejście odbiorców kultury, to chyba nie powinno nikogo dziwić, że ciągle tak mało jest choćby dyrygentek oraz kompozytorek. Choć i to się mocno zmieniło na przestrzeni kilku dekad. Podobno kiedy Grażyna Bacewicz zaczynając studia, weszła do sali zajęć, powitały ją słowa: „Czy koleżanka nie zabłądziła? Tu jest klasa kompozycji". Z kolei nawet już wtedy, gdy zdobyła międzynarodowe uznanie, ze świata przychodziły listy adresowane: Mr. Bacewicz. Wielu melomanom nie mieściło się bowiem w głowie, że za tak znakomitymi kompozycjami stoi kobieta.
Dziś trzydziestolatki – kompozytorki z impetem wkroczyły do polskiej muzyki XXI wieku. Ot, choćby Hania Rani, Teonika Rożynek czy Żaneta Rydzewska. Pierwsza z wymienionych pań otrzymała aż cztery statuetki Fryderyka za 2019 i kolejną jeszcze, właśnie w kategorii "kompozytor", za następny rok. Rozmawiałam z nią, po otrzymaniu tych nagród, właśnie o byciu kompozytorką. Powiedziała mi wtedy, że chciałaby być inspiracją dla tych dziewczyn, które być może się trochę boją pisać własne kompozycje albo uważają, iż komponowanie to jest wyłącznie męskie zajęcie. Natomiast wspomniana tu Żaneta Rydzewska, która w Szczecinie wiosną otrzymała nagrodę ZAiKS-u dla najlepszego kompozytora młodego pokolenia, przy odbieraniu statuetki mówiła o tym samym: że marzy, by w Polsce było więcej kompozytorek.
W niedzielę (21 sierpnia) w Willi Lentza wystąpi uzdolniona amerykańska gitarzystka Claire Kelly. Mam nadzieję, że nigdy w swojej karierze nie usłyszała, że "jak na kobietę...".