Felietony | Monika Gapińska
Czytanie starych czasopism bywa (czasami) pokrzepiające
Bycie zbieraczem (zbieraczką) bywa mocno problematyczne, szczególnie jeśli metraż ma się niezbyt duży. Albo kiedy spory metraż się "kurczy", gdy ilość zbieranych rzeczy zaczyna być przytłaczająca. Ta druga sytuacja mnie też dopadła, bo – niestety, muszę to przyznać – jestem zbieraczką. Rzeczy wszelakich, ale zawsze bardzo potrzebnych.
Niedawno postanowiłam z tym zerwać, zatem podczas wyjątkowo paskudnego pogodowo weekendu, wzięłam się za porządki. Ale nie za banalne odkurzanie czy ścieranie kurzu z półek. Zdecydowałam się na zadanie dość radykalne: wyrzucenie trzymanych przez nawet dwie dekady czasopism różnorakich. Tych zarówno poważnych, pełnych publicystyki, recenzji czy filozoficznych dywagacji, jak i kolorowych miesięczników, w których wywiady z tak zwanymi znanymi ludźmi sąsiadują z reportażami, poradami dietetyków i felietonami znanej aktorki.
Byłam już blisko wyrzucenia tych zbiorów na śmietnik, kiedy niepostrzeżenie wciągnęła mnie lektura kolejnych numerów pewnego tygodnika, sprzed kilkunastu lat. Nawet nie wiem kiedy na czytaniu zeszło mi kilka godzin. Wśród przeczytanych artykułów, jeden szczególnie przykuł moją uwagę: wywiad z Marią Czubaszek. Rozmowa dotyczyła świąt Bożego Narodzenia. Pozwolą Państwo, że przytoczę fragment opowieści pani Marii: "Kiedyś nawet zapomniałam o tym, że jest Wigilia. Miałam nagranie w radiu i dopiero wracając do domu wieczorem, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, że najbardziej marzę o świętach z wypożyczalni. Dziwne? Wcale nie. Są przecież wypożyczalnie różnych rzeczy. Ludzie pożyczają stroje na karnawał, smokingi, garnki albo talerze. Więc sobie wymarzyłam, że powinna być też taka świąteczna wypożyczalnia, w której taka osoba jak ja mogłaby sobie wypożyczyć choinkę, 12 dań i całą tę resztę. Tak żeby zrobić wrażenie przed gośćmi, że człowiek się do tego wszystkiego przygotował".
Pomysł na świąteczną wypożyczalnię jest znakomity, prawda? Choć obecnie zamawianie dwunastu dań w firmach cateringowych, u niektórych osób, szczególnie tych bardzo zapracowanych, stało się normą. Ale pozostaje "cała reszta", jak to określiła Maria Czubaszek. Święta to przecież nie tylko zielone drzewko z bombkami oraz jedzenie, to też prezenty. Dla wielu osób przygotowanie upominków "pod choinkę" stanowi nie lada wyzwanie, które często zostawiają na ostatnie dni przed świętami. Ale nie ja! Gromadzę bowiem świąteczne prezenty przez cały rok. Jeśli np. w sierpniu coś w sklepie wpadnie mi w oko, coś co może sprawić radość bliskiej osobie, natychmiast kupuję i odkładam na półkę z prezentami (tak, mam taką w szafie). Do niedawna myślałam, że tylko ja mam taką przypadłość, stąd niekoniecznie się nią chwaliłam. Niedawno rozmawiałam jednak ze znajomym aktorem, no i okazało się, że on również jest całorocznym zbieraczem bożonarodzeniowych upominków. Oboje moglibyśmy zostać zatem, w firmie trudniącej się usługami wypożyczania świąt w całości, specjalistami od prezentów wigilijnych. Ba! Nawet głównymi specjalistami! No cóż, czytanie starych czasopism bywa nie tylko interesujące, ale i pokrzepiające. Okazuje się bowiem, że nieoczekiwanie wpada nam wtedy do głowy pomysł na alternatywny sposób zarabiania na życie. Co oczywiście jest żartem, bo przecież kto chciałby scedować na inną osobę tą ogromną przyjemność, jaką jest poszukiwanie upominków dla bliskich?!
A skoro o prezentach mowa, ja bardzo lubię dostawać bilety. Nie, nie, nie chodzi o takie na przejazd tramwajem czy autobusem (choć na samolot to już kwestia do zastanowienia), ale na koncerty, spektakle, wystawy. Myślę, że z takiego upominku wiele osób miałoby frajdę. Sprawdźcie zatem, jakie wydarzenia szykuje w najbliższym czasie Willa Lentza, bo z pewnością bilety na nie, podarowane bliskim, sprawią im dużo radości. Nie tylko pod choinkę, ale również bez okazji.
Byłam już blisko wyrzucenia tych zbiorów na śmietnik, kiedy niepostrzeżenie wciągnęła mnie lektura kolejnych numerów pewnego tygodnika, sprzed kilkunastu lat. Nawet nie wiem kiedy na czytaniu zeszło mi kilka godzin. Wśród przeczytanych artykułów, jeden szczególnie przykuł moją uwagę: wywiad z Marią Czubaszek. Rozmowa dotyczyła świąt Bożego Narodzenia. Pozwolą Państwo, że przytoczę fragment opowieści pani Marii: "Kiedyś nawet zapomniałam o tym, że jest Wigilia. Miałam nagranie w radiu i dopiero wracając do domu wieczorem, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, że najbardziej marzę o świętach z wypożyczalni. Dziwne? Wcale nie. Są przecież wypożyczalnie różnych rzeczy. Ludzie pożyczają stroje na karnawał, smokingi, garnki albo talerze. Więc sobie wymarzyłam, że powinna być też taka świąteczna wypożyczalnia, w której taka osoba jak ja mogłaby sobie wypożyczyć choinkę, 12 dań i całą tę resztę. Tak żeby zrobić wrażenie przed gośćmi, że człowiek się do tego wszystkiego przygotował".
Pomysł na świąteczną wypożyczalnię jest znakomity, prawda? Choć obecnie zamawianie dwunastu dań w firmach cateringowych, u niektórych osób, szczególnie tych bardzo zapracowanych, stało się normą. Ale pozostaje "cała reszta", jak to określiła Maria Czubaszek. Święta to przecież nie tylko zielone drzewko z bombkami oraz jedzenie, to też prezenty. Dla wielu osób przygotowanie upominków "pod choinkę" stanowi nie lada wyzwanie, które często zostawiają na ostatnie dni przed świętami. Ale nie ja! Gromadzę bowiem świąteczne prezenty przez cały rok. Jeśli np. w sierpniu coś w sklepie wpadnie mi w oko, coś co może sprawić radość bliskiej osobie, natychmiast kupuję i odkładam na półkę z prezentami (tak, mam taką w szafie). Do niedawna myślałam, że tylko ja mam taką przypadłość, stąd niekoniecznie się nią chwaliłam. Niedawno rozmawiałam jednak ze znajomym aktorem, no i okazało się, że on również jest całorocznym zbieraczem bożonarodzeniowych upominków. Oboje moglibyśmy zostać zatem, w firmie trudniącej się usługami wypożyczania świąt w całości, specjalistami od prezentów wigilijnych. Ba! Nawet głównymi specjalistami! No cóż, czytanie starych czasopism bywa nie tylko interesujące, ale i pokrzepiające. Okazuje się bowiem, że nieoczekiwanie wpada nam wtedy do głowy pomysł na alternatywny sposób zarabiania na życie. Co oczywiście jest żartem, bo przecież kto chciałby scedować na inną osobę tą ogromną przyjemność, jaką jest poszukiwanie upominków dla bliskich?!
A skoro o prezentach mowa, ja bardzo lubię dostawać bilety. Nie, nie, nie chodzi o takie na przejazd tramwajem czy autobusem (choć na samolot to już kwestia do zastanowienia), ale na koncerty, spektakle, wystawy. Myślę, że z takiego upominku wiele osób miałoby frajdę. Sprawdźcie zatem, jakie wydarzenia szykuje w najbliższym czasie Willa Lentza, bo z pewnością bilety na nie, podarowane bliskim, sprawią im dużo radości. Nie tylko pod choinkę, ale również bez okazji.