Felietony | Janusz Wilczyński
Sobota – najlepszy dzień tygodnia
Z poranków najbardziej lubię ten sobotni. I zapewne nie jestem w tym uczuciu do szóstego dnia tygodnia osamotniony. Bez pośpiechu, leniwie, można wypić wodę z cytryną na rozruch, pogapić się przez okno na chmury sunące po niebie, poczytać w łóżku książkę, podrapać psa po brzuchu, a koty za uchem. Radio mruczy jazzowe kawałki, ekspres do kawy dodaje swoje dźwięki i jeszcze emituje ten obłędny zapach! Tak więc kawa i jajecznica na śniadanie ze świeżutkim chlebem. Pełnia szczęścia! Czuję się jak cesarz z piosenki napisanej przez Andrzeja Waligórskiego. Pamiętacie? Cysorz to ma klawe życie/ Oraz wyżywienie klawe/Przede wszystkim już o świcie/Dają mu do łóżka kawę//A do kawy jajecznicę/A jak już podeżre zdrowo/To przynoszą mu w lektyce/Bardzo fajną cysorzową(...) śpiewał Tadeusz Chyła. Co prawda nikt mi w lektyce fajnej cesarzowej nie przynosi, ale w sobotę rano życie jest naprawdę klawe!
Po śniadaniu kawa numer dwa i spacer z psem. Pies celebruje te chwile, to jego czas. Wącha długo i powoli „wiadomości” zostawione przez swoich pobratymców i inne zwierzaki. Gdy jakiś zapach go zafrapuje, to zostawia swój komentarz, tak jak my zostawiamy na portalach społecznościowych. (Zawsze pilnuję, żeby mój pan pies te swoje ciekłe komentarze zostawiał wyłącznie na trawce albo pod dużymi drzewami, którym takie psie liściki nie szkodzą). Mój czterołapy, ogoniasty przyjaciel nie uznaje powrotu do domu, jeżeli na spacerze nie zaliczyliśmy „patyczkowania”, czyli rzucania patyków. Obaj się przy tym świetnie bawimy, pies szczeka i biegnie za kijem, ile sił w łapach, a ja ćwiczę machanie ramieniem i koordynację ruchową.
Po tej chwili sportu, biorę z domu wiklinowy kosz, z którym idę na pobliski ryneczek. Chodzę wśród straganów jesienią uginających się pod ciężarem i kolorem dorodnych warzyw oraz owoców. Jeszcze nawet w listopadzie udaje mi się kupić moje ulubione śliwki. To późne węgierki, które przerabiam na powidła i nie dodaję cukru, same z siebie są bardzo słodkie. Tropię też dobrą kapustę kiszoną – niezbyt kwaśną i niezbyt słoną. Daję się skusić na urok dorodnego kalafiora i żółte strąki fasoli. Kruche, soczyste jabłka oraz pachnący koperek kończą moje zakupy. Po powrocie do domu zaparzam sobie czarną liściastą herbatę i biorę się do nadrabiania czytelniczych zaległości, których... nigdy nie nadrabiam. Pewnie też tak macie. Tyle jest znakomitych książek do przeczytania, a czasu w tygodniu brakuje. I na dodatek pisarze nie odpuszczają – piszą i piszą, bez litości dla czytelników! Ale, mimo wszystko, dobrze, że jest sobota, wspierana przez niedzielę w zapasie, a w te dwa dni każde działanie może być slow.
Naukowcy zbadali, że najbardziej produktywnym dniem tygodnia jest wtorek. Szanowni naukowcy i naukowczynie, sobota jest najbardziej produktywna, bo można dużo przeczytać, długo spacerować, spotkać się z przyjaciółmi i mieć niedzielę w odwodzie! Niech żyje produktywność naszych sobotnich doznań! Jak pisał Marek Hłasko: W sobotę, co chyba każdy zauważył, ludzie stają się lepsi i milsi. Żadnego innego dnia w tygodniu nie zobaczymy tylu uśmiechów, ile widzi się sobotniego popołudnia; łysiejący księgowi uśmiechają się na myśl o tym, że będą mogli przez całą niedzielę chodzić w kalesonach po mieszkaniu;
Tak więc sobotni poranek jest moim najulubieńszym, ale też sobotni wieczór ma swój urok.
„Najlepsze w niedzieli to sobota wieczór” – stwierdził francuski pisarz Gilbert Cesbron. I ja się z nim zgadzam pod warunkiem, że w ten sobotni wieczór idę na spotkanie z kulturą. Bo sobota z książek czytaniem, z psem spacerowaniem, kawy zaparzaniem i herbaty, z zakupami na ryneczku jest niedopełniona, gdy na zakończeniu tego dnia brakuje koncertu, spektaklu czy wernisażu. Dlatego już zaplanowałem sobie idealny sobotni wieczór w sobotę 16 listopada w Willi Lentza: koncert Kasia Pietrzko Trio, w składzie: wyżej wymieniona, która zagra na fortepianie oraz Andrzej Święs na kontrabasie i Piotr Budniak na perkusji. W wywiadzie dla jazzforum.com.pl Kasia Pietrzko mówi: Staram się cały czas pracować, krok po kroku, rozwijać swój wachlarz możliwości, co tworzy odrębny styl. I tak zapowiada się stylowy, nie tylko mój, najlepszy dzień tygodnia
Po tej chwili sportu, biorę z domu wiklinowy kosz, z którym idę na pobliski ryneczek. Chodzę wśród straganów jesienią uginających się pod ciężarem i kolorem dorodnych warzyw oraz owoców. Jeszcze nawet w listopadzie udaje mi się kupić moje ulubione śliwki. To późne węgierki, które przerabiam na powidła i nie dodaję cukru, same z siebie są bardzo słodkie. Tropię też dobrą kapustę kiszoną – niezbyt kwaśną i niezbyt słoną. Daję się skusić na urok dorodnego kalafiora i żółte strąki fasoli. Kruche, soczyste jabłka oraz pachnący koperek kończą moje zakupy. Po powrocie do domu zaparzam sobie czarną liściastą herbatę i biorę się do nadrabiania czytelniczych zaległości, których... nigdy nie nadrabiam. Pewnie też tak macie. Tyle jest znakomitych książek do przeczytania, a czasu w tygodniu brakuje. I na dodatek pisarze nie odpuszczają – piszą i piszą, bez litości dla czytelników! Ale, mimo wszystko, dobrze, że jest sobota, wspierana przez niedzielę w zapasie, a w te dwa dni każde działanie może być slow.
Naukowcy zbadali, że najbardziej produktywnym dniem tygodnia jest wtorek. Szanowni naukowcy i naukowczynie, sobota jest najbardziej produktywna, bo można dużo przeczytać, długo spacerować, spotkać się z przyjaciółmi i mieć niedzielę w odwodzie! Niech żyje produktywność naszych sobotnich doznań! Jak pisał Marek Hłasko: W sobotę, co chyba każdy zauważył, ludzie stają się lepsi i milsi. Żadnego innego dnia w tygodniu nie zobaczymy tylu uśmiechów, ile widzi się sobotniego popołudnia; łysiejący księgowi uśmiechają się na myśl o tym, że będą mogli przez całą niedzielę chodzić w kalesonach po mieszkaniu;
Tak więc sobotni poranek jest moim najulubieńszym, ale też sobotni wieczór ma swój urok.
„Najlepsze w niedzieli to sobota wieczór” – stwierdził francuski pisarz Gilbert Cesbron. I ja się z nim zgadzam pod warunkiem, że w ten sobotni wieczór idę na spotkanie z kulturą. Bo sobota z książek czytaniem, z psem spacerowaniem, kawy zaparzaniem i herbaty, z zakupami na ryneczku jest niedopełniona, gdy na zakończeniu tego dnia brakuje koncertu, spektaklu czy wernisażu. Dlatego już zaplanowałem sobie idealny sobotni wieczór w sobotę 16 listopada w Willi Lentza: koncert Kasia Pietrzko Trio, w składzie: wyżej wymieniona, która zagra na fortepianie oraz Andrzej Święs na kontrabasie i Piotr Budniak na perkusji. W wywiadzie dla jazzforum.com.pl Kasia Pietrzko mówi: Staram się cały czas pracować, krok po kroku, rozwijać swój wachlarz możliwości, co tworzy odrębny styl. I tak zapowiada się stylowy, nie tylko mój, najlepszy dzień tygodnia