Newsletter Willi Lentza! Zachęcamy do zapisów! Szczegóły
Terminy zwiedzania uległy zmianie! Zapraszamy do zapoznania się z styczniowym grafikiem. Zwiedzanie
Boże Narodzenie w Willi Lentza i na świecie. Marc Secara z zespołem. Relacja
Kochamy książki. Relacja
Juvenum Hortus. Soul of the guitar. Mistrzowska Akademia Gitary Klasycznej Krzysztofa Meisingera. Relacja
Vołosi. Relacja
Fryderyk Chopin w Willi Lentza. Dzieła wszystkie. Mateusz Krzyżowski. Relacja
Felieton | Autor: Daniel Źródlewski

Czas. Kolor. Przestrzeń

W ogrodzie Willi Lentza stanęła intrygująca konstrukcja. Na wysokich stalowych kratownicach rozciągnięto owalny ekran, co ciekawe w orientacji… poziomej. Ekran zawisł kilkanaście metrów nad ziemią wśród koron drzew. Projekcję na nim można oglądać jedynie z pozycji horyzontalnej, patrząc w górę, leżąc na wygodnych pufach lub leżakach.
„Czas, kolor, przestrzeń” to, jak czytamy w opisie projektu „immersyjne doświadczenie świata sztuki”. Willa Lentza oraz autorzy, ukrywający się pod szyldem Kreatywnego studia projektowego Pushka (m.in. szczecinian Bartosz Wójcicki vel Puch), wybrali ze „światowej galerii sztuki” dwadzieścia trzy obrazy wielkich mistrzów. To prace doskonale znane nawet artystycznym laikom, to malarskie ikony swoich epok. Gdyby przygotować wystawę z takim wyborem płócien, kolejka chętnych do ich obejrzenia, najprawdopodobniej oplotła by glob i to wielokrotnie.

Wirtualna malarska opowieść z ogrodu Willi Lentza ma mniej więcej chronologiczny charakter, przy czym daty powstawania poszczególnych dzieł nie mają tu znaczenia. Bohaterów jest dwóch – piękno zaklęte w obrazach wielkich mistrzów oraz wizualne miraże wynikające z możliwości nowych mediów. Jeśli definicję immersyjności, mówiącą że jest to „proces „zanurzania” albo „pochłaniania” osoby przez rzeczywistość wirtualną, można uznać za wyczerpującą, to twórcy szczecińskiego pokazu, zrozumieli i zinterpretowali ją absolutnie dosłownie. Ich niezwykły pomysł zabiera widzów bez reszty, „pochłania” i „zanurza” ich w wielkiej sztuce. Całość odbywa się w towarzystwie znakomicie dobranych dźwięków i muzyki Roberta Ostiaka.

Podróż zaczyna się od „iskry życia” ze „Stworzenia Adama”. Najsłynniejsza scena kompozycji Michała Anioła ze sklepienia Kaplicy Sykstyńskiej „ożywa”. Palce Boga i Adama zbliżają się do siebie, by zaraz „odpłynąć”, oddalić się. Niemożliwy od setek lat dotyk, dzięki nowym technologiom, może wreszcie się dokonać. Wybór tej sceny na otwarcie narracji buduje ciekawe napięcie i rozpala wyobraźnię widzów. Ciekawość, szczególnie ta względem możliwości cyfrowych przeobrażeń, rośnie z każdą sceną.

W każdym z dzieł twórcy odnaleźli motyw, sekwencję czy szczegół, który ożywiają, poruszają, animują, czasami rozświetlają, albo doświadczają w zupełnie niespodziewany i zaskakujący sposób. Wirtualna lekcja historii sztuki prowadzi zatem przez kolejne obrazy-ikony i na ekranie pojawiają się „Narodziny Wenus” Sandro Botticellego, „Święty Józef Cieśla” Georgesa de La Toura (świetna gra światłem świecy), „Straż nocna” Rembrandta, „Primabalerina” Edgara Degasa. Pięknie wybrzmiały kolorystyczne animacje oraz przeobrażania „Gwiaździstej nocy” i „Słoneczników” Vincenta van Gogha czy olśniewająca „Złota Adela” Gustawa Klimta. Nie zabrakło także ważnych dla polskiej sztuki obrazów Jacka Malczewskiego („Błędne koło”) czy Jana Matejki („Stańczyk”). Imponująco rozlały się po ekranie (dosłownie) intensywne kolory Barwy „Tworzenia świata” Witkacego.

Wielkie wrażenie zrobiła na mnie sekwencja z „Wędrowcem nad morzem mgieł” Caspara Davida Friedricha. Nie tylko, z uwagi na fakt, że jestem zafascynowany tym malarzem, ale przede wszystkim na tyleż subtelną, co genialną (!) animację. Dzięki delikatnemu, niewidocznemu na pierwszy rzut oka ruchowi mgły i chmur, albo przelatującej na horyzoncie gromadzie ptaków, obraz zyskuje niesamowitą głębię. Przesłonięta mgłą i chmurami dolina, obserwowana ze skały na zboczu Kaiserkrone w Sächsische Schweiz, staje się jeszcze bardziej tajemnicza, niepokojąca, a tym samym fascynująca.

Znakomite są dwie sceny, w których ożywają słynne malarskie kobiety – Cecylia Gallerani, bohaterka „Damy z Gronostajem” Leonardo da Vinci oraz bezimienna „Dziewczyna z perłą” ze słynnego płótna Jana Vermeera. Uśmiech, zalotne (?) spojrzenie, ekspresyjny trzepot rzęsami, a wreszcie próba rozmowy… Przy kolejnym spojrzenia na oba obrazy, trudno będzie uwierzyć, że postaci na nich przedstawione są nieruchome.

Op-artowe dzieła Wojciecha Fangora idealnie nadają się do immersyjnego opracowania. Zachwycająca intensywność barw i technika jego malarstwa pozwoliły twórcom projektu na wizualne szaleństwa. Zresztą wieńcząca pokaz część, na którą złożyły się geometryczne obrazy Wasilla Kandinsky’ego czy Pieta Mondriana jest przepyszna. To absolutnie fantastyczne kompozycje, figury, kolory, zestawienia. Wszystko w ruchu, często na tyle abstrakcyjnym, że percepcja głupieje (w pozytywnym znaczeniu).

Zmyślna i zmysłowa animacja wielkich dzieł wymagała od twórców nie tylko umiejętności graficznych, ale także wiedzy (i wyczucia) względem merytorycznych aspektów i wartości "doświadczanych" obrazów. Cyfrowa interwencja w wielu przypadkach wzbogaciła albo uwypukliła pierwotną symbolikę. W kilku zaś – nadała nowe znaczenia i rzuciła interpretatorskie wyzwania.

Obok wielkich malarskich dzieł i ich ruchomych wirtualnych emanacji wartość samą w sobie stanowią „przejścia” pomiędzy nimi. Rozmywanie, przemazywanie, rozpikselowywanie, zawijanie, nakładanie… Z niemożliwych figur i sekwencji wyłaniają się doskonale znane sceny i obrazy. Niektóre można rozpoznać dość szybko, inne stanowią całkowite zaskoczenie. Z tych motywów można by było stworzyć osobną opowieść, a traktując rzecz na opak, można wyobrazić sobie, że to obrazy Wielkich Mistrzów są przerywnikiem dla tych abstrakcyjnych form.

Z pełną odpowiedzialnością namawiam producentów cyfrowego show – Willę Lentza, szczecińską Instytucję Kultury – do produkcji kolejnych jego części, której „bohaterami” mogłyby się stać choćby najcenniejsze obrazy z kolekcji Muzeum Narodowego w Szczecinie, albo dzieła z rozproszonej po świecie kolekcji Doeringów, dawnych właścicieli willi. O tym niezwykłym zbiorze opowiada Frida, tytułowa bohaterka spektaklu, pokazywanego na tutejszej scenie teatralnej, z mistrzowską kreacją Olgi Adamskiej. Po reakcjach widzów pierwszych prezentacji, już wiadomo (tak, podsłuchiwałem), że widowiskowe cyfrowe przeobrażenia obrazów to nie tylko przyjemność dla zmysłu wzroku, ale także bardzo ciekawa i kreatywna forma artystycznej edukacji.