
Felieton | Autorka: Monika Gapińska
Smartfony, cukierki, komentarze i inne zmory na widowni
-Halo? Nie mogę teraz rozmawiać. W teatrze jestem – to wcale nie jest fragment tekstu z programu kabaretowego, ale... codzienność na widowniach teatralnych. Smartfony to zmora, z którymi zmagają się aktorzy. Zresztą, dzwoniące telefony nie są jedynymi "grzechami", jakie popełniają widzowie.
Mniej więcej podczas mojej co dziesiątej wizyty w teatrze, w trakcie spektaklu – na widowni rzecz jasna – nikomu nie zadzwonił telefon, ani nie włączyły się wibracje, nikt też w zasięgu mojego wzroku nie sprawdzał godziny na smartfonie i nie czytał przychodzących SMS-ów. Biorąc pod uwagę, że średnio bywam dwa razy w miesiącu w teatrze, wychodzi na to, iż mam szczęście mniej niż raz na pół roku być na przedstawieniach, na których widownia nie korzysta z telefonów. Na pozostałych, czyli na dziewięciu na dziesięć spektakli, mam pecha, bo zawsze odezwie się jakiś telefon albo pojawi się światło z przeglądanego smartfona, które rozprasza uwagę wszystkich wokół. Te moje osobiste statystyki nie napawają optymizmem. Jeszcze gorzej jest, kiedy porozmawia się z aktorami, którzy grając na scenie, muszą się mierzyć z sytuacją, kiedy np. podczas przejmującego monologu nagle z widowni słychać głośny sygnał dzwoniącego smartfona. W takich momentach, kiedy jestem właśnie częścią publiczności, mam ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania. Choć może niepotrzebnie, bo przecież to nie ja jestem "sprawcą" tej okropnej sytuacji.
Zresztą, siedząc na widowni, widziałam różne "przewinienia" publiczności. Na spektaklu baletowym jedna z pań, siedząca w pierwszym rzędzie, odebrała dzwoniący telefon, wypowiedziała te słynne słowa: "Halo? Nie mogę teraz rozmawiać. W teatrze jestem", po czym kontynuowała konwersację, wychodząc jednocześnie z sali teatralnej.
Innym razem mężczyzna siedzący obok mnie przeglądał Facebooka podczas przedstawienia. Światło z jego smartfona tak bardzo mnie rozpraszało, że nie mogłam się w pełni skupić na tym, co dzieje się na scenie. Byłam też na spektaklu, kiedy widzka siedząca za mną, długo czegoś szukała w torebce, hałasując – sądząc po odgłosach – przewalającymi się we wnętrzu kluczami, by na koniec wyciągnąć cukierka i rozpakowywać go, szeleszcząc oczywiście niemiłosiernie. I jeszcze jedno zaskakujące doświadczenie, tym razem z widowni w operze, na balkonie. Otóż na samym początku spektaklu, starsza para wyciągnęła puszki (nie wiem z czym, było zbyt daleko, bym dojrzała) i już za moment było słychać dwukrotne "syknięcie" uwalnianego się gazu z napoju.
Jest jeszcze kolejny "grzech", który popełniają niektórzy widzowie: komentowanie podczas spektaklu, na tyle głośne, że z pewnością słyszą je osoby znajdujące się obok, przed i za komentatorami. Bywało, że siedząc na widowni, mogłam się dowiedzieć jakie role wcześniej zagrała pokazywana właśnie palcem aktorka, czy dobrze wygląda w czerwieni albo – tak było w trakcie spektaklu gościnnego z warszawskiego teatru – w których serialach gra konkretny aktor. Nie byłam z kolei nigdy świadkiem, by ktoś z widowni dopowiadał coś do kwestii artystów na scenie, ale słyszałam, że nie jest to wcale sporadyczne, jak mogłoby się wydawać. Do "występków" w teatrze można by jeszcze dołożyć nagrywanie przez widzów fragmentów spektakli, czasem dość długich...
Z racji, że 27 marca obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Teatru, życzę aktorom i aktorkom, by grali na scenach wyłącznie przy takiej publiczności, która respektuje komunikaty z prośbą o wyłączenie telefonów komórkowych przed rozpoczęciem sztuki, nie odwija – podczas przedstawień – cukierków z papierka i powstrzymuje się przed komentowaniem w trakcie spektaklu. Nam, widzom życzę tego samego, bo taki "sąsiad" na widowni, który rozprasza nas światłem z używanego właśnie smartfona, jest w stanie zepsuć cały wieczór.
A skoro o teatrze mowa, to polecam spektakle w Willi Lentza. Wkrótce zostanie tu zaprezentowane znakomite przedstawienie z Olgą Adamską w tytułowej roli: "Frida. Kolekcjonerka z Westendu". Warto obejrzeć!
Zresztą, siedząc na widowni, widziałam różne "przewinienia" publiczności. Na spektaklu baletowym jedna z pań, siedząca w pierwszym rzędzie, odebrała dzwoniący telefon, wypowiedziała te słynne słowa: "Halo? Nie mogę teraz rozmawiać. W teatrze jestem", po czym kontynuowała konwersację, wychodząc jednocześnie z sali teatralnej.
Innym razem mężczyzna siedzący obok mnie przeglądał Facebooka podczas przedstawienia. Światło z jego smartfona tak bardzo mnie rozpraszało, że nie mogłam się w pełni skupić na tym, co dzieje się na scenie. Byłam też na spektaklu, kiedy widzka siedząca za mną, długo czegoś szukała w torebce, hałasując – sądząc po odgłosach – przewalającymi się we wnętrzu kluczami, by na koniec wyciągnąć cukierka i rozpakowywać go, szeleszcząc oczywiście niemiłosiernie. I jeszcze jedno zaskakujące doświadczenie, tym razem z widowni w operze, na balkonie. Otóż na samym początku spektaklu, starsza para wyciągnęła puszki (nie wiem z czym, było zbyt daleko, bym dojrzała) i już za moment było słychać dwukrotne "syknięcie" uwalnianego się gazu z napoju.
Jest jeszcze kolejny "grzech", który popełniają niektórzy widzowie: komentowanie podczas spektaklu, na tyle głośne, że z pewnością słyszą je osoby znajdujące się obok, przed i za komentatorami. Bywało, że siedząc na widowni, mogłam się dowiedzieć jakie role wcześniej zagrała pokazywana właśnie palcem aktorka, czy dobrze wygląda w czerwieni albo – tak było w trakcie spektaklu gościnnego z warszawskiego teatru – w których serialach gra konkretny aktor. Nie byłam z kolei nigdy świadkiem, by ktoś z widowni dopowiadał coś do kwestii artystów na scenie, ale słyszałam, że nie jest to wcale sporadyczne, jak mogłoby się wydawać. Do "występków" w teatrze można by jeszcze dołożyć nagrywanie przez widzów fragmentów spektakli, czasem dość długich...
Z racji, że 27 marca obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Teatru, życzę aktorom i aktorkom, by grali na scenach wyłącznie przy takiej publiczności, która respektuje komunikaty z prośbą o wyłączenie telefonów komórkowych przed rozpoczęciem sztuki, nie odwija – podczas przedstawień – cukierków z papierka i powstrzymuje się przed komentowaniem w trakcie spektaklu. Nam, widzom życzę tego samego, bo taki "sąsiad" na widowni, który rozprasza nas światłem z używanego właśnie smartfona, jest w stanie zepsuć cały wieczór.
A skoro o teatrze mowa, to polecam spektakle w Willi Lentza. Wkrótce zostanie tu zaprezentowane znakomite przedstawienie z Olgą Adamską w tytułowej roli: "Frida. Kolekcjonerka z Westendu". Warto obejrzeć!