Felietony | Monika Gapińska
Retro ciągle jest trendy!
Kilka lat temu koleżanka mieszkająca w Warszawie, która wówczas została mamą, powiedziała mi, że ma już z mężem plany na czas, gdy synek będzie na tyle duży, by na kilka godzin móc zostawić go pod opieką niani. Otóż młodym rodzicom zamarzyło się pójść na kurs tańca swingowego o nazwie Lindy Hop. Dzięki nim dowiedziałam się, iż w Polsce jest spora "swingowa społeczność", spotykająca się na retro potańcówkach. Oczywiście w ubiorach wyciągniętych z szaf babć, wyszukanych w second handach albo specjalnie szytych według wzorów z lat 30. czy 40. Retro wtedy było trendy. Zresztą, nadal ma się całkiem dobrze.
O ile z tańcem mam raczej na bakier, to muzykę swingową uwielbiam. To jeden z tych gatunków muzycznych, które są dla mnie doskonałym antidotum na dzień, w którym wstałam lewą nogą albo po prostu coś mi nie poszło tak, jak zaplanowałam. Mam sporo płyt z muzyką swingową, ale tych Tony’ego Bennetta chyba najczęściej słucham w domu.
Mam też bardzo miłe wspomnienie z dzieciństwa związane właśnie z muzyką swingową. Otóż mój dziadek pływał na statkach dalekomorskich. Z każdego rejsu, zwykle wielomiesięcznego, przywoził rozmaite rzeczy, raczej trudno dostępne u nas w biednych latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Któregoś razu wrócił z szafą grającą. Taką, jaką można zobaczyć w amerykańskich filmach, choćby w "Grease" z Johnem Travoltą. Nie wiem, czy szafa pochodziła właśnie z USA, choć to całkiem możliwe. Dziadek był bowiem wiele razy w Ameryce. Sądząc po utworach, jakich można było posłuchać dzięki owej szafie, urządzenie nie było zbyt nowe. Za to zrobiło furorę w całej kamienicy. Pamiętam te "wycieczki" sąsiadów, które przychodziły obejrzeć grającą szafę. No i oczywiście posłuchać muzyki. I to jakiej! Glenna Millera, Duke'a Ellingtona, Benny'ego Goodmana... Szafa grająca krótko stała w mieszkaniu moich dziadków. Właściciel jakiegoś lokalu gastronomicznego namówił bowiem dziadka na odsprzedanie tego cacka. Szkoda, byłoby miło mieć u siebie taką pamiątkę z czasów, gdy w nowojorskim Cotton Clubie występowały najsłynniejsze amerykańskie big-bandy.
Tymczasem Willa Lentza zaprasza na wieczór pn. "Swing & Willa". W wypełnionym programie zapowiadana jest m.in. ekspercka debata na temat swinga jako formy tanecznej i muzycznej, koncert Marca Secary popularyzującego wraz z Big Bandem jazz i amerykańską muzykę swingową, pokazy tańców i filmu Woody’ego Allena: „Śmietanka towarzyska”. Zapowiada się znakomity wieczór w stylu retro!
Mam też bardzo miłe wspomnienie z dzieciństwa związane właśnie z muzyką swingową. Otóż mój dziadek pływał na statkach dalekomorskich. Z każdego rejsu, zwykle wielomiesięcznego, przywoził rozmaite rzeczy, raczej trudno dostępne u nas w biednych latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Któregoś razu wrócił z szafą grającą. Taką, jaką można zobaczyć w amerykańskich filmach, choćby w "Grease" z Johnem Travoltą. Nie wiem, czy szafa pochodziła właśnie z USA, choć to całkiem możliwe. Dziadek był bowiem wiele razy w Ameryce. Sądząc po utworach, jakich można było posłuchać dzięki owej szafie, urządzenie nie było zbyt nowe. Za to zrobiło furorę w całej kamienicy. Pamiętam te "wycieczki" sąsiadów, które przychodziły obejrzeć grającą szafę. No i oczywiście posłuchać muzyki. I to jakiej! Glenna Millera, Duke'a Ellingtona, Benny'ego Goodmana... Szafa grająca krótko stała w mieszkaniu moich dziadków. Właściciel jakiegoś lokalu gastronomicznego namówił bowiem dziadka na odsprzedanie tego cacka. Szkoda, byłoby miło mieć u siebie taką pamiątkę z czasów, gdy w nowojorskim Cotton Clubie występowały najsłynniejsze amerykańskie big-bandy.
Tymczasem Willa Lentza zaprasza na wieczór pn. "Swing & Willa". W wypełnionym programie zapowiadana jest m.in. ekspercka debata na temat swinga jako formy tanecznej i muzycznej, koncert Marca Secary popularyzującego wraz z Big Bandem jazz i amerykańską muzykę swingową, pokazy tańców i filmu Woody’ego Allena: „Śmietanka towarzyska”. Zapowiada się znakomity wieczór w stylu retro!