Newsletter Willi Lentza! Zachęcamy do zapisów! Szczegóły
Terminy zwiedzania uległy zmianie! Zapraszamy do zapoznania się z listopadowym grafikiem. Zwiedzanie
Fryderyk Chopin w Willi Lentza. Dzieła wszystkie. Pavone Ensemble. Zapowiedź wydarzenia
Frida. Kolekcjonerka z Westendu. Zapowiedź spektaklu
Pałac w Willi. Zapowiedź spektaklu
Memoria. Jerzy Gumiela. Jerry ze Szczecina – wspominamy Jurka Gumielę. Część II Zapowiedź wydarzenia
Tydzień Friedrichowski. Caspar David Friedrich – Romantyk z Pomorza. Zapowiedź wydarzenia
Felietony | Monika Gapińska

Ikony kultury

Paris Hilton i Kardashianki ciężko pracują na to miano. Ale ikony kultury są niezmienne od dekad.
Czy wiele osób kojarzy nazwisko Ursuli Thiss? Wątpliwe. No, może poza największymi kinomaniakami albo recenzentami filmowymi. Ursula była nie tylko żoną aktora Roberta Taylora (z którym film pt. Pożegnalny walc – tak na marginesie – niedawno można było obejrzeć w Willi Lentza), ale sama też występowała przed kamerą. W 1952 roku ogłoszoną ją nawet, obok Marilyn Monroe, najbardziej obiecującą aktorką w rankingu popularnego wtedy magazynu "Modern Screen". MM stała się już wkrótce gwiazdą, a od wielu dekad jest jedną z ikon kultury. Jej nazwisko i wizerunek jest kojarzone i znane w każdym zakątku globu. Podobnie jest z Elvisem Presleyem, Beatlesami czy Edith Piaf.

Co zatem powoduje, że jedni artyści zyskują miano ikon kultury, a inni nie? Czy liczy się talent, wygląd czy może kontrowersyjne wypowiedzi albo skandalizujące wydarzenia? Czemu o Ursuli Thiss nikt prawie nie pamięta, choć podobno była piekielnie zdolna, może nawet zdolniejsza od Marylin Monroe? Która z dzisiejszych gwiazd ma szansę zapisać się na trwałe w naszej pamięci i zyskać tytuł ikony?

Dziś o byciu ikoną kultury marzą całe zastępy celebrytek i influencerek. Pytanie tylko, czy fakt, że jest się obecnym w mediach, jest się bohaterem (bohaterką) popularnego programu telewizyjnego albo reality-show, z miejsca daje tytuł ikony. Raczej nie, choć media, w tym te społecznościowe, często wymiennie używają słów: ikona, gwiazda, celebrytka. Pamiętają Państwo, jak Paris Hilton "ciężko pracowała", by ciągle było o niej głośno? I było. Media komentowały każde jej wyjście do restauracji, na imprezę i każdego mężczyznę, z którym się spotykała. Ale raczej nikomu wtedy (ani potem) nie przyszło do głowy, by imprezową dziedziczkę fortuny nazywać ikoną. Paris zaczęła nawet prowadzić program kulinarny, jednocześnie przyznając się publicznie, iż nie potrafi nawet ugotować jajka. I co? I nic, bo nikt o niej nie mówi jako o ikonie kultury.

Żeby "zapracować" na to miano, Kardashianki dwoją się i troją, sprzedając swoje życie w serialu typu reality-show. Niedawno jedna z nich, Kim, pojawiła się na gali MET w jednej z najsłynniejszych kreacji XX wieku, należącej do niewątpliwej ikony kultury – Marylin Monroe. To suknia, w której MM zaśpiewała słynne "Happy Birthday, Mr. President" Johnowi Fitzgeraldowi Kennedy'emu. Niestety, "przebranie się" za ikonę, nie uczyniło z Kardashianki prawdziwej ikony kultury. Mimo iż to pojawienie się Kim na czerwonym dywanie była szeroko komentowana przez nawet opiniotwórcze pisma, dotąd w ogóle niezajmujące się modą.

Słowo "ikona" jest obecnie mocno nadużywane. Jakże często czytamy i słyszymy o kolejnych, nowych ikonach stylu, mody albo muzyki. Wystarczy pojawić się w wyjątkowej kreacji (albo stylizacji, bo to też często używany ostatnio zwrot) na rozdaniu Oscarów czy Złotych Globów albo nagrać przebój, by już zyskać to miano. Jak się okazuje, taki tytuł "ikony" – otrzymany dzięki pięknej kiecce czy piosence łatwo wpadającej w ucho – bywa najczęściej przechodni. Ot, po wspomnianej, nowojorskiej gali MET ikoną stylu nazwano aktorkę Blake Lively, bowiem wystąpiła w Metropolitan Museum of Art ubrana w suknię inspirowaną Statuą Wolności. Z kolei na niedawno zakończonym festiwalu filmowym w Cannes niemal codziennie słyszało się nazwiska kolejnych "ikon mody", a to miano zyskały nawet Polki – Joanna Kulig i Anna Lewandowska. Trzymając mocno kciuki za kariery rodaczek, nie można zapominać, że zwykle medialny szum wokół jakiejś osoby czy nazwanie jej ikoną stylu, bywa chwilowe. Przez show – biznes przewinęło się mnóstwo takich "ikon", które dość szybko zostały strącone z piedestału. Na rzecz innych, też chwilowych. Bo prawdziwe ikony kultury są niezmienne od wielu dekad i – jak na razie – nie widać na firmamencie nowych kandydatów, niezależnie od tego, jak często słyszymy o nowych ikonach muzyki, mody, stylu czy sceny.

Willa Lentza rozpoczyna właśnie nowy cykl koncertów pt. "Ikony kultury". Otwiera go wieczór z twórczością prawdziwej ikony, nie gwiazdki jednego sezonu, nie celebrytki znanej z reklamy, programu talent show czy reality show. To postać, której piosenki znane są na całym świecie – Edith Piaf. Słuchaczy czarowała niskim, chropowatym głosem. Kiedy pojawiała się na scenie, nie potrzebowała oszałamiających strojów, kolii z diamentów, ani wymyślnego makijażu czy fryzur, by tylko swoim pojawieniem się i ekspresyjnym wykonaniem pieśni, stworzyć niemal spektakl. Publiczność uwielbiała Piaf za jej autentyczność i emocje na scenie. Już za życia stała się legendą. Podobnie, jak inne postaci, które zostaną przedstawione w Willi Lentza we wspomnianym cyklu "Ikony kultury" – Marylin Monroe czy Louise Armstrong.