Feuilleton | Author: Monika Gapińska
Potrzebuję po prostu pojechać do Włoch.
Kupiłam kubek z napisem: "Nie potrzebuję terapii, potrzebuję po prostu pojechać do Włoch". To zdanie dokładnie wyraża okres zmęczenia i apatii, które dopadają mnie co roku, kiedy po "polskiej, złotej jesieni", nadchodzą tygodnie listopadowo – grudniowej szarości za oknem. Takie, kiedy nawet nie mam siły pójść do kina. Choć w cieplejsze miesiące nie wyobrażam sobie nawet jednego tygodnia bez wizyty na seansie. Zatem wieczory spędzam raczej pod kocem, w tempie ekspresowym zaliczając kolejne seriale i marząc o wakacyjnym wyjeździe do Włoch.
Jak udało się wam przetrwać te okropne upały? – pytali nas znajomi, kiedy w lipcu wróciliśmy z mężem z Rzymu. No fakt, gorąco było wtedy jak w piekle, ale i tak zakochałam się w Wiecznym Mieście: w architekturze (co raczej oczywiste), w tutejszym jedzeniu (co jeszcze bardziej oczywiste), ale też w życzliwości mieszkańców. Przed pierwszym wyjazdem do Włoch, sporo się naczytałam o choćby niemiłych kelnerach, robiących nawet wrażenie obrażonych w kontaktach z turystami. Na szczęście na swojej drodze trafiałam wyłącznie na życzliwe osoby. Ot, jak choćby właściciel winiarni, do której poszliśmy z mężem w pierwszym dniu po przylocie do Rzymu. Okazało się, że on zna sporo słów po polsku, bo niedawno był na weselu w Zakopanem. Zatem tak się ucieszył, że mógł się komuś pochwalić swoją znajomością „języka polskiego”, że poczęstował nas kieliszkiem grappy z Piemontu, a następnie zadzwonił do znajomej Polki, by powiedzieć, iż ma u siebie gości z Polski. Z kolei w trattorii, do której chodziliśmy codziennie na kolację, już przy trzeciej wizycie kelner od razu zaprowadził nas do stolika, gdzie siedzieliśmy w poprzednie wieczory i zapytał, czy jak zwykle podać spritza z campari...
Z racji, że do Fontanny di Trevi wrzuciliśmy – podobnie jak miliony innych turystów – kilka monet, z pewnością jeszcze wrócimy do Wiecznego Miasta. W grudniowe wieczory, sącząc kawę z kubka napisem: "Nie potrzebuję terapii, potrzebuję po prostu pojechać do Włoch", już układam plan wyjazdu w inny rejon Włoch. Może podążę śladem bohaterów mojej ukochanej powieści: "Genialna przyjaciółka" Eleny Ferrante? Czyli byłby to wyjazd do Neapolu i do najpiękniejszych miasteczek Wybrzeża Amalfitańskiego. Może...
Tymczasem jednak czekam na premierę książki „Skazana na Italię. Życie piękniejsze od marzeń” Moniki Malinowskiej oraz spotkanie z autorką – 19 grudnia o godzinie 18 w Willi Lentza, czyli na opowieść o włoskiej kuchni, obyczajach i życiu codziennym w różnych regionach Włoch. Wspaniale będzie choć na trochę "przenieść się" do Italii!
Z racji, że do Fontanny di Trevi wrzuciliśmy – podobnie jak miliony innych turystów – kilka monet, z pewnością jeszcze wrócimy do Wiecznego Miasta. W grudniowe wieczory, sącząc kawę z kubka napisem: "Nie potrzebuję terapii, potrzebuję po prostu pojechać do Włoch", już układam plan wyjazdu w inny rejon Włoch. Może podążę śladem bohaterów mojej ukochanej powieści: "Genialna przyjaciółka" Eleny Ferrante? Czyli byłby to wyjazd do Neapolu i do najpiękniejszych miasteczek Wybrzeża Amalfitańskiego. Może...
Tymczasem jednak czekam na premierę książki „Skazana na Italię. Życie piękniejsze od marzeń” Moniki Malinowskiej oraz spotkanie z autorką – 19 grudnia o godzinie 18 w Willi Lentza, czyli na opowieść o włoskiej kuchni, obyczajach i życiu codziennym w różnych regionach Włoch. Wspaniale będzie choć na trochę "przenieść się" do Italii!