Feuilletons | Monika Gapińska
Mniej scrollowania – ot, postanowienie na koniec lata
Czy macie taki odruch, że po wejściu do tramwaju albo autobusu, kiedy już uda się wam znaleźć miejsce do siedzenia, natychmiast wyciągacie telefon z torebki/kieszeni i zaczynacie przeglądać media społecznościowe/portale/e-maile? Niestety, ja tak właśnie robię. Najczęściej przeglądam wtedy posty na Facebooku i Instagramie albo wpisy na Twitterze. Taka czynność ma już swoją nazwę: scrollowanie. Czyli przewijanie zawartości ekranu na smartfonie albo tablecie.
W tej uzależniającej czynności (tak mi się wydaje), jaką jest owe scrollowanie, nie jestem szczególnie odosobniona. Niemal połowa pasażerów komunikacji miejskiej właśnie to robi (nawet ci, którzy jadą na stojąco, jedną ręką trzymając się poręczy, a drugą – wiadomo...). Nie wspominając o tych, którzy czekają na swoją kolej w przychodniach pod gabinetem, ci załatwiający różne sprawy w urzędach, klienci w restauracjach w oczekiwaniu na posiłek czy ci w kawiarniach – tu również po otrzymaniu zamówienia. No cóż, gdyby spojrzeć na to globalnie, mogłoby się okazać, że jednocześnie na świecie scrollują miliony osób.
Czasem próbuję się powstrzymać przed tą czynnością, zabierając ze sobą – w przejazd tramwajem – książkę albo jakiś tygodnik. Niestety, zbyt rzadko. Potem sama przed sobą się usprawiedliwiam, że przecież mam taką pracę, że muszę przeglądać o czym piszą w mediach społecznościowych... W końcu zdecydowałam: basta! Jako że nie podejmuję noworocznych postanowień, zdecydowałam się na inne, takie na koniec lata: mniej scrollowania. Zatem koniec z bezmyślnym przeglądaniem informacji na portalach, które podpowiadają kobietom po pięćdziesiątce, jakich unikać fryzur (bo postarzają) i kolorów na paznokciach (bo uwypuklają żyłki i plamy na dłoniach) albo innych, które w powrocie Marka Kondrata na teatralną (szczecińską) scenę, głównie skoncentrowały się na tym, iż aktor wystąpił u boku młodszego od siebie teścia! Nie jest mi też do niczego potrzebne czytanie hejterskich wpisów, którymi kilku znanych polityków obrzuca innych na Twitterze.
Jak spożytkuję czas zaoszczędzony, wolny od scrollowania? Literacki stos wstydu ostatnio niewiarygodnie mi się powiększył, zatem właśnie pakuję do torby mój prezent urodzinowy: "Na wschód od Edenu" Steinbecka. Starczy mi na wiele codziennych przejazdów na trasie Niebuszewo – Parkowa i jeszcze przynajmniej na kilka przejażdżek ze wspomnianego Niebuszewa do Willi Lentza. Tu bowiem w najbliższym czasie odbędzie się sporo znakomitych wydarzeń. Zapowiadana jest choćby kolejna odsłona (baśniowa tym razem!) – słynnych już w mieście – śniadań w ogrodzie, podczas których z pewnością w ogóle nie przyjdzie mi do głowy scrollowanie.
Czasem próbuję się powstrzymać przed tą czynnością, zabierając ze sobą – w przejazd tramwajem – książkę albo jakiś tygodnik. Niestety, zbyt rzadko. Potem sama przed sobą się usprawiedliwiam, że przecież mam taką pracę, że muszę przeglądać o czym piszą w mediach społecznościowych... W końcu zdecydowałam: basta! Jako że nie podejmuję noworocznych postanowień, zdecydowałam się na inne, takie na koniec lata: mniej scrollowania. Zatem koniec z bezmyślnym przeglądaniem informacji na portalach, które podpowiadają kobietom po pięćdziesiątce, jakich unikać fryzur (bo postarzają) i kolorów na paznokciach (bo uwypuklają żyłki i plamy na dłoniach) albo innych, które w powrocie Marka Kondrata na teatralną (szczecińską) scenę, głównie skoncentrowały się na tym, iż aktor wystąpił u boku młodszego od siebie teścia! Nie jest mi też do niczego potrzebne czytanie hejterskich wpisów, którymi kilku znanych polityków obrzuca innych na Twitterze.
Jak spożytkuję czas zaoszczędzony, wolny od scrollowania? Literacki stos wstydu ostatnio niewiarygodnie mi się powiększył, zatem właśnie pakuję do torby mój prezent urodzinowy: "Na wschód od Edenu" Steinbecka. Starczy mi na wiele codziennych przejazdów na trasie Niebuszewo – Parkowa i jeszcze przynajmniej na kilka przejażdżek ze wspomnianego Niebuszewa do Willi Lentza. Tu bowiem w najbliższym czasie odbędzie się sporo znakomitych wydarzeń. Zapowiadana jest choćby kolejna odsłona (baśniowa tym razem!) – słynnych już w mieście – śniadań w ogrodzie, podczas których z pewnością w ogóle nie przyjdzie mi do głowy scrollowanie.