Feuilletons | Janusz Wilczyński
Zupełnie bliskie zwiedzanie
A gdyby tak poprzechadzać się nieco i zapoznać z jakimś miejscem? Czyli po prostu pozwiedzać? Zwiedzanie to dziś poważna gałąź, czy nawet potężny konar, światowej gospodarki o wartości liczonej w bilionach dolarów. Można zwiedzać samochodem, autokarem, rowerem, pieszo, z lotu ptaka, z wody i pod wodą lub mieszając owe sposoby. Cel jest jeden: coś zobaczyć, doświadczyć, przeżyć.
Kiedyś każdy szanujący się podróżnik-zwiedzacz skrzętnie prowadził dziennik swojego wojażu, szkicując widziane miejsca, opisując poznane kraje, miasta i różne osobliwości. Obecnie dzienniki podróżne zastąpiły smartfony i portale społecznościowe ze swoimi nieograniczonymi możliwościami. A obdarzeni darem opowiadania i kadrowania vlogerzy mają tysiące, a czasem setki tysięcy obserwujących.
Nie jest wcale tak łatwo stwierdzić, kiedy ludzie zaczęli podróżować w celach rekreacyjnych. Historycy wespół z archeologami ustalili, że już w starożytności tacy na przykład Rzymianie jeździli do kurortów czy innych miast, czemu sprzyjały porządne drogi, łączące odległe zakątki cesarstwa. Historyczne źródła mówią też o wyjazdach zdrowotnych starożytnych Greków czy Egipcjan. Słowem – znali sanatoria, ale takie komercyjne, bez skierowania z NFZ.
A jak to w Polsce było? Okazuje się już XIII wieku jeżdżono do uzdrowisk w Lądku, Kudowie czy Cieplicach, korzystając ze zdrowotnych właściwości miejscowych źródeł. Źródła nie wodne, lecz pisane wskazują, że już od XV wieku bogatsi Polacy coraz chętniej spędzali czas nad morzem. W 1643 roku powstał natomiast pierwszy w naszym kraju przewodnik po Warszawie. Miłośnicy Tatr w 1873 roku powołali Galicyjskie Towarzystwo Tatrzańskie, przemianowane później na Polskie Towarzystwo Tatrzańskie. Jego założyciele wytyczali szlaki, budowali schroniska i spisywali zabytki na terenie polskich gór. Był to też czas, kiedy – między innymi dzięki lekarzowi Tytusowi Chałubińskiemu – zaczęto zwiedzać Zakopane.
Podróże kształcą. Stąd w wieku XVII rozpowszechniła się moda na podróże edukacyjne. Majętne rodziny wyprawiały młodych ludzi w trwające od kilka miesięcy do nawet kilku lat, objazdy po Europie. Cel? Żeby zdobyli ogładę i wiedzę niezbędną do prowadzenia zajmującej rozmowy, na przykład o freskach czy rzeźbach Michała Anioła.
Pierwszym, który biznesowo odkrył turystykę i zwiedzanie na masową skalę był Anglik Thomas Cook. W 1841 roku wynajął pociąg, bo postanowił zorganizować wycieczkę na zjazd obrońców trzeźwości z Leicester do oddalonego o 20 km Loughborough. Wyprawa kosztowała ówczesne 2 funty, za co podróżni mieli bilet w 3. klasie, kanapkę i szklankę herbaty. Pan Cook na tej wyprawie zarobił. Zaczął więc organizować kolejne turystyczne wyjazdy: po Szkocji, Wielkiej Brytanii, a potem do Kairu czy brytyjskich kolonii. Thomas Cook sam układał plany podróży, wydawał proste przewodniki i zajmował się reklamą swojego biura.
Nie tylko mnie zapewne, z dzieciństwa i młodości, zwiedzanie kojarzy się z wielkimi skrzyniami, do których przewodnik po zamku czy pałacu, kazał zwiedzającym sięgnąć. Po co? By wybrać parę wielkich filcowych kapci, które należało założyć na buty. Po takim butów obuciu, krokiem posuwistym można było rozpocząć zwiedzanie. I dziś zapewne są miejsca, w których owe ochraniacze na buty należy wzuć.
Ale jest taka bliska podróż, w miejsce gościnne i niezwykłej urody, którego poznanie wcale nie wymaga założenia miękkich papuci. A to poznanie-ogladanie najlepiej odbyć w towarzystwie znającego się na rzeczy przewodnika. Więc 21, 28 i 30 grudnia warto przyjść do Willi Lentza, aby dowiedzieć się więcej o historii tego budynku i wszystkich (nie tylko) architektonicznych cudeńkach. Godziny zwiedzania znajdziecie na stronie internetowej. Gdyby starożytni Rzymianie mieli taką perełkę, przyjeżdżaliby do Szczecina tłumnie. My mamy bliżej, bez potrzeby podróży w w czasie, a jedynie w bliskiej przestrzeni. Przyjemnej podróży!
Nie jest wcale tak łatwo stwierdzić, kiedy ludzie zaczęli podróżować w celach rekreacyjnych. Historycy wespół z archeologami ustalili, że już w starożytności tacy na przykład Rzymianie jeździli do kurortów czy innych miast, czemu sprzyjały porządne drogi, łączące odległe zakątki cesarstwa. Historyczne źródła mówią też o wyjazdach zdrowotnych starożytnych Greków czy Egipcjan. Słowem – znali sanatoria, ale takie komercyjne, bez skierowania z NFZ.
A jak to w Polsce było? Okazuje się już XIII wieku jeżdżono do uzdrowisk w Lądku, Kudowie czy Cieplicach, korzystając ze zdrowotnych właściwości miejscowych źródeł. Źródła nie wodne, lecz pisane wskazują, że już od XV wieku bogatsi Polacy coraz chętniej spędzali czas nad morzem. W 1643 roku powstał natomiast pierwszy w naszym kraju przewodnik po Warszawie. Miłośnicy Tatr w 1873 roku powołali Galicyjskie Towarzystwo Tatrzańskie, przemianowane później na Polskie Towarzystwo Tatrzańskie. Jego założyciele wytyczali szlaki, budowali schroniska i spisywali zabytki na terenie polskich gór. Był to też czas, kiedy – między innymi dzięki lekarzowi Tytusowi Chałubińskiemu – zaczęto zwiedzać Zakopane.
Podróże kształcą. Stąd w wieku XVII rozpowszechniła się moda na podróże edukacyjne. Majętne rodziny wyprawiały młodych ludzi w trwające od kilka miesięcy do nawet kilku lat, objazdy po Europie. Cel? Żeby zdobyli ogładę i wiedzę niezbędną do prowadzenia zajmującej rozmowy, na przykład o freskach czy rzeźbach Michała Anioła.
Pierwszym, który biznesowo odkrył turystykę i zwiedzanie na masową skalę był Anglik Thomas Cook. W 1841 roku wynajął pociąg, bo postanowił zorganizować wycieczkę na zjazd obrońców trzeźwości z Leicester do oddalonego o 20 km Loughborough. Wyprawa kosztowała ówczesne 2 funty, za co podróżni mieli bilet w 3. klasie, kanapkę i szklankę herbaty. Pan Cook na tej wyprawie zarobił. Zaczął więc organizować kolejne turystyczne wyjazdy: po Szkocji, Wielkiej Brytanii, a potem do Kairu czy brytyjskich kolonii. Thomas Cook sam układał plany podróży, wydawał proste przewodniki i zajmował się reklamą swojego biura.
Nie tylko mnie zapewne, z dzieciństwa i młodości, zwiedzanie kojarzy się z wielkimi skrzyniami, do których przewodnik po zamku czy pałacu, kazał zwiedzającym sięgnąć. Po co? By wybrać parę wielkich filcowych kapci, które należało założyć na buty. Po takim butów obuciu, krokiem posuwistym można było rozpocząć zwiedzanie. I dziś zapewne są miejsca, w których owe ochraniacze na buty należy wzuć.
Ale jest taka bliska podróż, w miejsce gościnne i niezwykłej urody, którego poznanie wcale nie wymaga założenia miękkich papuci. A to poznanie-ogladanie najlepiej odbyć w towarzystwie znającego się na rzeczy przewodnika. Więc 21, 28 i 30 grudnia warto przyjść do Willi Lentza, aby dowiedzieć się więcej o historii tego budynku i wszystkich (nie tylko) architektonicznych cudeńkach. Godziny zwiedzania znajdziecie na stronie internetowej. Gdyby starożytni Rzymianie mieli taką perełkę, przyjeżdżaliby do Szczecina tłumnie. My mamy bliżej, bez potrzeby podróży w w czasie, a jedynie w bliskiej przestrzeni. Przyjemnej podróży!