Feuilletons | Monika Gapińska
Postanowione, że w tym roku mam (noworoczne) postanowienia: więcej i mniej
Na przekór powszechnej modzie, która nakazuje zakończyć rok z postanowieniami na ten kolejny, rok temu postanowiłam nie mieć żadnych postanowień noworocznych. Zresztą, napisałam o tym felieton zatytułowany "Postanowione, że postanowień nie będzie".
Ze sporym ubawieniem obserwowałam wtedy moich znajomych, z których przynajmniej połowa deklarowała na Facebooku (no wiadomo, a gdzieżby indziej), co zmieni w swoim życiu od 1 stycznia. Czegóż tam nie było: od planów rzucenia palenia, przez pomysł na podróż życia do Nowej Zelandii, aż do nawet przejścia na weganizm. Nie chce mi się grzebać w fejsbukowych postach znajomych, tych właśnie sprzed roku, by sprawdzić na ile udało im się zrealizować noworoczne postanowienia. Zwłaszcza że zapewne lada dzień poczytam o tych najświeższych pomysłach na zmianę ich życia w 2024 roku. Teraz przyjrzę się temu z większą dozą uważności niż rok temu. Dlaczego? Otóż i ja w tym roku postanowiłam mieć ... postanowienia noworoczne.
Moje postanowienia na 2024 rok koncentrują się wokół dwóch słów: WIĘCEJ oraz MNIEJ.
Planuję zatem więcej czasu spędzać na dbałości o siebie. Tym, którzy właśnie pomyślą, że wpadłam na pomysł wstrzyknięcia sobie botoksu tu i tam albo na pomysł zakupu rowerka treningowego (na marginesie – takowy już mam, znakomicie sprawdza się jako wieszak), odpowiadam: nie idę w tym kierunku. W nadchodzącym roku chcę bowiem zainwestować w dbałość o zdrowie. Jeszcze nie wiem, jak to się skończy – czy oby nie wpadnę w szpony hipochondrii. Ale stwierdziłam, że zbyt długo lekceważyłam zdrowotny aspekt własnego organizmu i że czas to zmienić. Od kiedy? Od 1 stycznia oczywiście!
Na tym postanowieniu nie zakończę. Skoro było coś dla ciała, musi być i dla ducha. No i będzie! Otóż nie ukrywam, że jestem molem książkowych. Gdybym tylko urodziła się krezusem, ze sporą sumką na koncie, odziedziczoną na przykład po pradziadkach – krezusach, najchętniej spędzałabym przynajmniej połowę dnia na czytaniu. Obowiązki zawodowe pozwalają mi na oddawaniu się tej czynności zaledwie przez godzinę albo dwie dziennie. Wybór lektur musi być z tego powodu dość restrykcyjny. Wszystkich książek świata nie da się przecież przeczytać (a chciałoby się!). Stąd w ostatnich latach głównie sięgałam po nowości, a tych jest przecież bez liku. Nigdy nie sprawdzałam, ile miesięcznie wydaje się w Polsce książek, ale obstawiam, że pewnie kilkaset. Biorąc pod uwagę, że nie wszystkie wydawane tytuły mnie interesują, z pewnością przynajmniej dziesięć z nich jest w sferze moich zainteresowań. To oznacza, że nie jestem w stanie przeczytać wszystkiego co właśnie się ukazuje na rynku księgarskim i co posiada znamiona lektury, która mogłaby mi się spodobać. Dlatego wraz z nadchodzącym rokiem postanowiłam, że wracam do książek przeczytanych przed laty. Takich, które zachwyciły mnie dwadzieścia, trzydzieści lat temu, ale teraz, po latach, już niewiele z nich pamiętam. Chcę też mniej kupować książek, ale sięgnąć po te, które leżą na półkach nawet od kilku dekad, a których nie tknęłam od dnia zakupu. To te wyszukane w antykwariatach, na kiermaszach czy wyprzedażach. To właśnie one ciągle czekają na swoją kolej, wypierane przez nowości wprost z księgarskich półek. Tym samym literacko skoncentruję się zarówno na MNIEJ i WIĘCEJ: mniej nowości, więcej klasyki i książek, które wystarczająco długo są w domu, by w końcu po sięgnąć.
Planuję też WIĘCEJ bywać w miejscach, które pozwalają nacieszyć oczy: w muzeach, na wystawach, w budynkach z pięknymi detalami architektonicznymi – takich, jak choćby Willa Lentza.
Tymczasem życzę Państwu pomyślności w nadchodzącym 2024 roku! Oby najbliższe dwanaście miesięcy przyniosło nam wszystkim wiele radości. Tym, którzy mają postanowienia noworoczne i tym, którzy postanowili nie mieć postanowień. Do siego roku!
Moje postanowienia na 2024 rok koncentrują się wokół dwóch słów: WIĘCEJ oraz MNIEJ.
Planuję zatem więcej czasu spędzać na dbałości o siebie. Tym, którzy właśnie pomyślą, że wpadłam na pomysł wstrzyknięcia sobie botoksu tu i tam albo na pomysł zakupu rowerka treningowego (na marginesie – takowy już mam, znakomicie sprawdza się jako wieszak), odpowiadam: nie idę w tym kierunku. W nadchodzącym roku chcę bowiem zainwestować w dbałość o zdrowie. Jeszcze nie wiem, jak to się skończy – czy oby nie wpadnę w szpony hipochondrii. Ale stwierdziłam, że zbyt długo lekceważyłam zdrowotny aspekt własnego organizmu i że czas to zmienić. Od kiedy? Od 1 stycznia oczywiście!
Na tym postanowieniu nie zakończę. Skoro było coś dla ciała, musi być i dla ducha. No i będzie! Otóż nie ukrywam, że jestem molem książkowych. Gdybym tylko urodziła się krezusem, ze sporą sumką na koncie, odziedziczoną na przykład po pradziadkach – krezusach, najchętniej spędzałabym przynajmniej połowę dnia na czytaniu. Obowiązki zawodowe pozwalają mi na oddawaniu się tej czynności zaledwie przez godzinę albo dwie dziennie. Wybór lektur musi być z tego powodu dość restrykcyjny. Wszystkich książek świata nie da się przecież przeczytać (a chciałoby się!). Stąd w ostatnich latach głównie sięgałam po nowości, a tych jest przecież bez liku. Nigdy nie sprawdzałam, ile miesięcznie wydaje się w Polsce książek, ale obstawiam, że pewnie kilkaset. Biorąc pod uwagę, że nie wszystkie wydawane tytuły mnie interesują, z pewnością przynajmniej dziesięć z nich jest w sferze moich zainteresowań. To oznacza, że nie jestem w stanie przeczytać wszystkiego co właśnie się ukazuje na rynku księgarskim i co posiada znamiona lektury, która mogłaby mi się spodobać. Dlatego wraz z nadchodzącym rokiem postanowiłam, że wracam do książek przeczytanych przed laty. Takich, które zachwyciły mnie dwadzieścia, trzydzieści lat temu, ale teraz, po latach, już niewiele z nich pamiętam. Chcę też mniej kupować książek, ale sięgnąć po te, które leżą na półkach nawet od kilku dekad, a których nie tknęłam od dnia zakupu. To te wyszukane w antykwariatach, na kiermaszach czy wyprzedażach. To właśnie one ciągle czekają na swoją kolej, wypierane przez nowości wprost z księgarskich półek. Tym samym literacko skoncentruję się zarówno na MNIEJ i WIĘCEJ: mniej nowości, więcej klasyki i książek, które wystarczająco długo są w domu, by w końcu po sięgnąć.
Planuję też WIĘCEJ bywać w miejscach, które pozwalają nacieszyć oczy: w muzeach, na wystawach, w budynkach z pięknymi detalami architektonicznymi – takich, jak choćby Willa Lentza.
Tymczasem życzę Państwu pomyślności w nadchodzącym 2024 roku! Oby najbliższe dwanaście miesięcy przyniosło nam wszystkim wiele radości. Tym, którzy mają postanowienia noworoczne i tym, którzy postanowili nie mieć postanowień. Do siego roku!