Feuilleton | Author: Monika Gapińska
Po co, zresztą, ciągle... Od kiedy jest się seniorem?
Kilka lat temu organizatorzy festiwalu muzycznego, odbywającego się na szczecińskiej Łasztowni, zdecydowali o tym, by osoby od pięćdziesiątego roku życia wpuszczać bezpłatnie na koncerty. Nie pamiętam, czy w zapowiedzi tej "darmoszki" padło słowo senior, ale i tak to zostało zinterpretowane przez niektóre osoby: seniorów wpuszczają bez biletu.
Pamiętam oburzenie mojego znajomego, który był właśnie świeżo po hucznym świętowaniu pięćdziesiątych urodzin: "Wyobrażasz to sobie! Że niby już jestem seniorem?!" – mówił wzburzony, traktując pomysł organizatorów festiwalu niemal jak obelgę. Po czym zakupił bilety na wszystkie koncerty owej imprezy. Ignorując fakt, że przecież mógł wejść na nie za darmo. Mam też koleżankę, która jako pięćdziesięciolatka zaczęła korzystać z darmowych atrakcji w jej miejscowości i bardzo je sobie chwali. U niej w miasteczku lokalny dom kultury organizuje bowiem bezpłatną gimnastykę dla osób od 50. roku życia, z kolei tamtejsza biblioteka – również darmowe lekcje języka angielskiego.
Jako że zbliżają się: Międzynarodowy Dzień Osób Starszych, Europejski Dzień Seniora i Światowy Dzień Seniora (tak, tak, każde z tych świąt przypada w innym dniu), nasuwa się tu pytanie: od kiedy jest się seniorem? Czy w momencie, gdy przechodzi się na emeryturę? A może, kiedy zostaje się babcią/dziadkiem? Czy w wiek senioralny przechodzi się mając lat 50, 55, 60 czy 65? Uznane organizacje nie dają tu jasnej podpowiedzi. Otóż WHO za początek starości uznaje ukończenie 60 lat. Z kolei według ONZ jest to 65. rok życia. No to jak jest z tym wiekiem senioralnym?
Przeczytałam niedawno japoński bestseller – "Pójdę sama", którego autorka, Chisako Wakatake, pisaniem książek zajęła się – to tak a propos dywagacji o byciu już (lub nie) seniorem – mając 55 lat. Jej debiutancka, wspomniana powieść, otrzymała najważniejsze japońskie nagrody literackie i – co najważniejsze według mnie – zdobyła ogromną popularność w Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest to opowieść o starości i samotności. Tymczasem mam wrażenie starość nie jest najbardziej trendy tematem współczesnej literatury. Tu główną bohaterką jest 74-letnia Momoko, która nie jest wcale aktywną seniorką, biegającą nieustająco pomiędzy koncertami, spektaklami czy wieczorkami literackimi. Wiele z jej poranków wygląda raczej tak: "(...) leżała przykryta jedynie grubym kocem, ociągała się: jeszcze chwilę, jeszcze odrobinę dłużej. Głowa wcale już nie spała, ale ciału trudno było wyrwać się z pościeli. Zresztą po co wcześnie wstawać, skoro i tak nie miała nic do zrobienia? Ciągle to samo, w kółko. Otwiera oczy i od razu: po co, zresztą, ciągle".
Książka ta jest raczej w sprzeczności z tym, co już za chwilę zobaczymy w materiałach dziennikarskich przy okazji np. Światowego Dnia Seniora. Przypuszczam, że wtedy wszystkie stacje telewizyjne przygotują materiał o tym, że Japończycy są jednym z najbardziej długowiecznych społeczeństw na świecie, co zawdzięczają m.in. zdrowej diecie, aktywności fizycznej oraz aktywności społecznej w podeszłym wieku. To ostatnie zupełnie nie pasuje do wspomnianej powieści, w której główna bohaterka jest bardzo samotna. Tak bardzo, że namiastką bycia z ludźmi są dla niej wizyty u lekarza, gdzie w oczekiwaniu na badania obserwuje innych pacjentów. Czy zatem "japoński model długowieczności", o którym tak hojnie corocznie mówią media, niekoniecznie jest prawdziwy?
Staram się nie zastanawiać, czy zbliżam się do wieku, w którym ktoś mnie nazwie seniorką. Chyba też nie przekonują mnie żadne receptury japońskie na to, jak żyć długo. No, może poza aktywnością społeczną. Ten aspekt jest mi bardzo bliski. Stąd namawiam wszystkich, którzy mają za sobą przeżytych już sporo "dziesiątek", na korzystanie z atrakcji, które oferują instytucje kultury z okazji wspomnianych świąt. Willa Lentza proponuje możliwość zwiedzania (warto!) tego zabytku za złotówkę oraz tańsze bilety na koncert. Wcześniej z kolei zaprasza na koncert pochodzącej z Japonii pianistki: Ingrid Fujko Hemming. Wybaczcie, że skupię się tu nie na jej artyzmie i talencie (bo to jest powszechnie wiadome), ale na wieku. Otóż artystka ma 91 lat i wciąż jest aktywna zawodowo. Szczerze podziwiam. Szczególnie w poniedziałki, kiedy o poranku i ja mam moment, w którym padają w mojej głowie pytania bliskie tym, jakie stawiała sobie Momoko: "po co, zresztą, ciągle"...
Jako że zbliżają się: Międzynarodowy Dzień Osób Starszych, Europejski Dzień Seniora i Światowy Dzień Seniora (tak, tak, każde z tych świąt przypada w innym dniu), nasuwa się tu pytanie: od kiedy jest się seniorem? Czy w momencie, gdy przechodzi się na emeryturę? A może, kiedy zostaje się babcią/dziadkiem? Czy w wiek senioralny przechodzi się mając lat 50, 55, 60 czy 65? Uznane organizacje nie dają tu jasnej podpowiedzi. Otóż WHO za początek starości uznaje ukończenie 60 lat. Z kolei według ONZ jest to 65. rok życia. No to jak jest z tym wiekiem senioralnym?
Przeczytałam niedawno japoński bestseller – "Pójdę sama", którego autorka, Chisako Wakatake, pisaniem książek zajęła się – to tak a propos dywagacji o byciu już (lub nie) seniorem – mając 55 lat. Jej debiutancka, wspomniana powieść, otrzymała najważniejsze japońskie nagrody literackie i – co najważniejsze według mnie – zdobyła ogromną popularność w Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest to opowieść o starości i samotności. Tymczasem mam wrażenie starość nie jest najbardziej trendy tematem współczesnej literatury. Tu główną bohaterką jest 74-letnia Momoko, która nie jest wcale aktywną seniorką, biegającą nieustająco pomiędzy koncertami, spektaklami czy wieczorkami literackimi. Wiele z jej poranków wygląda raczej tak: "(...) leżała przykryta jedynie grubym kocem, ociągała się: jeszcze chwilę, jeszcze odrobinę dłużej. Głowa wcale już nie spała, ale ciału trudno było wyrwać się z pościeli. Zresztą po co wcześnie wstawać, skoro i tak nie miała nic do zrobienia? Ciągle to samo, w kółko. Otwiera oczy i od razu: po co, zresztą, ciągle".
Książka ta jest raczej w sprzeczności z tym, co już za chwilę zobaczymy w materiałach dziennikarskich przy okazji np. Światowego Dnia Seniora. Przypuszczam, że wtedy wszystkie stacje telewizyjne przygotują materiał o tym, że Japończycy są jednym z najbardziej długowiecznych społeczeństw na świecie, co zawdzięczają m.in. zdrowej diecie, aktywności fizycznej oraz aktywności społecznej w podeszłym wieku. To ostatnie zupełnie nie pasuje do wspomnianej powieści, w której główna bohaterka jest bardzo samotna. Tak bardzo, że namiastką bycia z ludźmi są dla niej wizyty u lekarza, gdzie w oczekiwaniu na badania obserwuje innych pacjentów. Czy zatem "japoński model długowieczności", o którym tak hojnie corocznie mówią media, niekoniecznie jest prawdziwy?
Staram się nie zastanawiać, czy zbliżam się do wieku, w którym ktoś mnie nazwie seniorką. Chyba też nie przekonują mnie żadne receptury japońskie na to, jak żyć długo. No, może poza aktywnością społeczną. Ten aspekt jest mi bardzo bliski. Stąd namawiam wszystkich, którzy mają za sobą przeżytych już sporo "dziesiątek", na korzystanie z atrakcji, które oferują instytucje kultury z okazji wspomnianych świąt. Willa Lentza proponuje możliwość zwiedzania (warto!) tego zabytku za złotówkę oraz tańsze bilety na koncert. Wcześniej z kolei zaprasza na koncert pochodzącej z Japonii pianistki: Ingrid Fujko Hemming. Wybaczcie, że skupię się tu nie na jej artyzmie i talencie (bo to jest powszechnie wiadome), ale na wieku. Otóż artystka ma 91 lat i wciąż jest aktywna zawodowo. Szczerze podziwiam. Szczególnie w poniedziałki, kiedy o poranku i ja mam moment, w którym padają w mojej głowie pytania bliskie tym, jakie stawiała sobie Momoko: "po co, zresztą, ciągle"...