
Felieton | Autor: Marek Szymański
Luźne rozważania cz. II
Choć trudno w to uwierzyć, nie dalej jak 100 lat temu, średnia długość życia człowieka wynosiła około 40 lat.
Długość życia wraz z postępem wydłuża się, a część z nas szczęśliwie znalazła się w tej części świata, która może pochwalić się dwukrotnym jej wzrostem, mając jednocześnie przed oczami miejsca, w których poziom sprzed 100 lat jest dalej aktualny.
W krajach tych codzienność wypełniona jest walką o przeżycie, która zajmuje niemal każdą część dnia.
Górnolotne rozmyślania nad geopolityką, kulturą wyższą, czy fanaberie znane z krajów bardziej rozwiniętych są tam zupełnie obce.
Częściej zaś występuje wiara.
Obserwuję to także wśród osób gorzej sytuowanych w naszej szerokości geograficznej. Myślę, że jest ona wynikiem poszukiwania sensu życia. Chęci zrozumienia swojej sytuacji życiowej. Widzenie jej jako trudnej i niemal niezmiennej. Świadomość ta pcha ich w objęcia bogów, czy inaczej rozumianej opatrzności, która jako jedyna może pomóc im przetrwać, nadać sens ich życiu.
Potrzebują tej wiary, aby mieć siłę do mierzenia się z codziennością.
Wzrost zamożności częstokroć sprawia, że ludzie lepiej sytuowanymi, którzy choć nierzadko swoją pozycję zawdzięczają swym przodkom, swoje miejsce na ziemi lubią przypisywać swoim umiejętnością i wyłącznie sobie. Odrzucają wiarę, bo zwyczajnie jest im ona niepotrzebna. Ewolucyjnie zrzucili ją ze swoich ramion, jak niepotrzebny balast.
Niestety wraz z nią często odrzucili wartości, które ta ze sobą niosła, a które to wartości ich przodków doprowadziły do miejsca, w którym oni się teraz znajdują.
Wraz ze wzrostem zamożności społecznej tracimy instynkty, które potrzebne są w walce. Nie walcząc na co dzień, jesteśmy rozleniwieni, w gruncie rzeczy słabsi psychicznie, a odrzucając wartości, które towarzyszyły naszym przodkom w sytuacjach skrajnych, nie mając wiary jesteśmy osamotnieni.
Nie przekreślajmy zatem dorobku naszych przodków i kultury, która nas kształtowała. Jesteśmy jej częścią. Drzewo bez korzeni usycha, dom bez fundamentów jest marną konstrukcją, a człowiek bez kultury jest intelektualnie ubogi.
Rozwijajmy się i czerpmy z przeszłości!
W krajach tych codzienność wypełniona jest walką o przeżycie, która zajmuje niemal każdą część dnia.
Górnolotne rozmyślania nad geopolityką, kulturą wyższą, czy fanaberie znane z krajów bardziej rozwiniętych są tam zupełnie obce.
Częściej zaś występuje wiara.
Obserwuję to także wśród osób gorzej sytuowanych w naszej szerokości geograficznej. Myślę, że jest ona wynikiem poszukiwania sensu życia. Chęci zrozumienia swojej sytuacji życiowej. Widzenie jej jako trudnej i niemal niezmiennej. Świadomość ta pcha ich w objęcia bogów, czy inaczej rozumianej opatrzności, która jako jedyna może pomóc im przetrwać, nadać sens ich życiu.
Potrzebują tej wiary, aby mieć siłę do mierzenia się z codziennością.
Wzrost zamożności częstokroć sprawia, że ludzie lepiej sytuowanymi, którzy choć nierzadko swoją pozycję zawdzięczają swym przodkom, swoje miejsce na ziemi lubią przypisywać swoim umiejętnością i wyłącznie sobie. Odrzucają wiarę, bo zwyczajnie jest im ona niepotrzebna. Ewolucyjnie zrzucili ją ze swoich ramion, jak niepotrzebny balast.
Niestety wraz z nią często odrzucili wartości, które ta ze sobą niosła, a które to wartości ich przodków doprowadziły do miejsca, w którym oni się teraz znajdują.
Wraz ze wzrostem zamożności społecznej tracimy instynkty, które potrzebne są w walce. Nie walcząc na co dzień, jesteśmy rozleniwieni, w gruncie rzeczy słabsi psychicznie, a odrzucając wartości, które towarzyszyły naszym przodkom w sytuacjach skrajnych, nie mając wiary jesteśmy osamotnieni.
Nie przekreślajmy zatem dorobku naszych przodków i kultury, która nas kształtowała. Jesteśmy jej częścią. Drzewo bez korzeni usycha, dom bez fundamentów jest marną konstrukcją, a człowiek bez kultury jest intelektualnie ubogi.
Rozwijajmy się i czerpmy z przeszłości!